Jak zawsze...
Spodziewała się tego. Była tego niemal pewna. W jej rodzinnych stronach nie było pięknego słońca, a tylko deszcz. Zimy, bezlitosny deszcz.
-Zapowiadają się świetne wakacje.-mruknęła pod nosem.
Resztę lata praktycznie spędzała w domu. Jej jedynym pocieszeniem była Diana.
-Nicole!-usłyszała krzyk.
Genialnie...
-Cheryl...-odparła ze sztucznym uśmiechem.
Nie lubiła tej kobiety. Ba! Nienawidziła jej.
-Co tu robisz?-spytała, gdy tamta podeszła do niej.
-Wycieczka.-wzruszyła ramionami.
-Nicole! Nicole!-usłyszała głos.
Spojrzała w tamtą stronę. Ujrzała swojego ojca stojącego przy samochodzie.
-To ja lecę-zawołała z ulgą blondynka i podbiegła do ojca.
Zauważyła, że również skrzywił się na widok Cheryl. Wrzuciła torbę do bagażnika i wskoczyła na przednie siedzenie, by uchronić się przed deszczem. Po chwili auto ruszyło. Oparła się o szybę i bezwiednie wybijała rytm jakiejś hiszpańskiej piosenki na oknie. Ten deszcz ją dołował. Nagle poczuła szarpanie za ramię. Odwróciła się w tamtą stronę.
-Mówiłeś coś?-spytała zdezorientowana.
Jej ojciec zaśmiał się cicho. To rozkojarzenie z pewnością miała po mamie. Nigdy jej nie poznała, ale ojciec nigdy tak nie miał, więc była pewna, że to po niej.
-Pytałem jak wakacje.-uświadomił ją ojciec.
Skinęła głową. Na początku nie wiedziała co powiedzieć, ale potem przed oczami stanęło jej leżenie nad basenem w upalnym słońcu, pomarańcze, flamenco i wiele innych. Nagle wybuchła radością jak zawsze w najmniej spodziewanym momencie.
-Było super! Basen i całe to flamenco i te słodkie pomarańcze. Tu się takich nie dostanie. No i słońce-po ostatnich słowach zmierzyła ulewę za oknem, groźnym wzrokiem.
Jej ojciec znowu się zaśmiał, a ona razem z nim.
-Spodobają ci się tegoroczni. Są utalentowani.-oznajmił.
Uśmiech na jej twarzy od razu znikł. Zapomniała. Ojciec widząc wyraz jej twarzy, oznajmił.
-Daj spokój. Jest parę ładnych chłopaków.
Na tę myśl wybuchła śmiechem. Jej tata był jeszcze gorszy gdy wszystkim przejmował się za bardzo.
-Naprawdę nie musisz się o mnie martwić. Potrafię sama poznać chłopaków.
Mężczyzna wyraźnie odetchnął z ulgą. Wcisnął pedał gazu i niecały kwadrans później stali przed domem.
-Wezmę twoją torbę-powiedział i tylko popchnął córkę w kierunku drzwi.
Prychnęła cicho, kiedy ojciec przekręcał klucz w zamku. Pchnął drzwi i odstawił jej torbę na podłogę, po czym wskazał na salon.
-Wiedzą?
Pokręcił głową. Ponownie prychnęła i weszła do pokoju. Na kanapach siedziała grupka ludzi w tym jakoś siedem nastolatków. Spojrzeli na nią trochę zdziwieni. Stała tam i czekała na ojca. Trochę przeszkadzało jej to, że nadal była w starych dżinsach przyciętych na szorty, bokserce i krótkiej dżinsowej kurteczce. Tata wszedł do pokoju i widząc, że blondynka nie zamierza zacząć mówić, odezwał się.
-Dobra wszyscy poznajcie Nicole. Skoro jest tak uparta, że nie będzie o sobie mówić, to musicie się poznać. Nie przejmujcie się, jeśli będzie narzekać.-rzuciła w jego stronę spojrzenie, które mogło zabić.
-Dobrze, ale kim ona jest?-spytał jakiś mężczyzna. Miał nieco ponad 30 lat.
-Ach no tak. Nicole jest moją córką.
Wszyscy patrzyli na nią z zainteresowaniem. Uśmiechnęła się najładniej jak umiała i tęsknie spojrzała w stronę schodów.
-Dobrze Cole możesz iść.-uśmiechnął się.
Tym razem wyszczerzyła się na serio i pognała po swoją torbę. Z nią poszła na górę. Zamknęła za sobą drzwi do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko. Po pół godziny leżenia wyciągnęła z torby świeże ciuchy i ruszyła do łazienki. Po krótkim, bo trwającym niecały kwadrans, prysznicu i przebraniu się w to zeszła na dół. Jeszcze na schodach zaczęła pisać to przyjaciółki.
Wróciłam. Za kwadrans w parku. N.
Po chwili dostała odpowiedź potwierdzającą spotkanie. Z salonu dobiegły ją dźwięki śpiewu. Ruszyłam więc do kuchni, gdzie zapakowałam moją torbę i wzięła jedno z dużych zielonych jabłek. Złapała skórzaną kurtkę i pogryzając owoc, wyszła z domu.
-Believe in dreams, You love so much, Let the passion of your heart, Make them real, And tell, All the ones you love, Everything about the love you feel- zanuciła tekst dobrze znanej jej piosenki.
O umówionym czasie była w parku. Diana stała tam lustrując swoje paznokcie, ale kiedy ją zobaczyła, uśmiechnęła się lekko. Nicole podeszła do niej i objęła ją.
-Więc... Drastyczna zmiana, co?-spytała brunetka.
Skinęła głową blondynka.
-W Hiszpanii świeciło śliczne słońce.-westchnęła.
Wróciłam. Za kwadrans w parku. N.
Po chwili dostała odpowiedź potwierdzającą spotkanie. Z salonu dobiegły ją dźwięki śpiewu. Ruszyłam więc do kuchni, gdzie zapakowałam moją torbę i wzięła jedno z dużych zielonych jabłek. Złapała skórzaną kurtkę i pogryzając owoc, wyszła z domu.
-Believe in dreams, You love so much, Let the passion of your heart, Make them real, And tell, All the ones you love, Everything about the love you feel- zanuciła tekst dobrze znanej jej piosenki.
O umówionym czasie była w parku. Diana stała tam lustrując swoje paznokcie, ale kiedy ją zobaczyła, uśmiechnęła się lekko. Nicole podeszła do niej i objęła ją.
-Więc... Drastyczna zmiana, co?-spytała brunetka.
Skinęła głową blondynka.
-W Hiszpanii świeciło śliczne słońce.-westchnęła.
Ciemnowłosa rozejrzała się po zalanym deszczem parku i skinęła głową. Nagle na kogoś wpadły.
-Przepraszam-oznajmiła Destiny głosem, który wyraźnie mówił, że wcale nie jest jej przykro.
Spojrzała w górę i zobaczyła niemal odblaskowe czerwone włosy oraz tonę makijażu.
-Chyba jednak cofnę moje słowa.-uśmiechnęła się.
-Uważaj na słowa-syknęła Angelica.
Ta dziewczyna była największą tapeciarą w szkole przyjaciółek.
-Ang, może po prostu pójdziemy dalej. Przecież nic się nie sta...-zaczęła cichutko Paulla jej "przyjaciółeczka".
-Zamknij się.-ponownie syknęła ruda.
Dziewczyna natychmiast zamilkła.
-Lepiej, żebyś znowu na mnie nie wpadła niezdaro.-prychnęła jeszcze i odeszła.
Nicole ledwo powstrzymała przyjaciółkę od rzucenia się na farbowaną dziewczynę. Puściła Dianę dopiero, kiedy tamte dwie oddaliły się na bezpieczną odległość.
-Chyba musimy się wybrać do ciebie.-mruknęła cicho Di, mierząc wzrokiem szare obłoki w których zbierały się ładunki elektryczne.
-Jasne, jeśli nie przeszkadza ci tłum śpiewających obcych-wzruszyła ramionami Nikki.
Destiny nic nie odpowiedziała tylko naciągnęła kaptur na głowę i ruszyła przed siebie. O jej czarne buty rozpryskiwały się pierwsze krople ulewy. Dziewczyny pognały do domu starając się uniknąć zmoknięcia. Mimo tego, kiedy wpadły do willi, wyglądały jak zmokłe kury.
-Nicole?-usłyszały głos ojca blondynki.
Zdjęły buty i kurtki, po czym ruszyły do salonu w przemoczonych ciuchach. Kiedy ojciec Nicky je zobaczył, miał bardzo zaskoczony wyraz twarzy.
-Witaj Destiny-przywitał się, kiedy otrząsnął się z szoku.
-Dzień dobry panu-rzuciła brunetka.c
Nikki czuła, że jej przyjaciółka, aż się gotuje, ale zbytnio bała się ojca blondynki, by go poprawić. W zamian za to coś w jej pokoju będzie zniszczone.
-Co wam się właściwie stało?-zdziwił się.
-Na zewnątrz leje-oświadczyła krótko Nic i pociągnęłam Di w stronę schodów.
Kiedy tylko zamknęła za sobą drzwi, na lewo od jej głowy rozbiła się szklana kulka, która była podświetlana kolorowym reflektorem.
-Diana, musisz zacząć reagować spokojniej-oświadczyła blondynka wyciskając wodę z włosów.
Przyjaciółka spojrzała na nią z uniesionymi brwiami, a tamta tylko wzruszyła ramionami.
-Dobra już lepiej nie mów i daj mi coś do przebrania się.-poprosiła brunetka.
Blondynka tylko rzuciła w przyjaciółkę stertą ubrań i sama zaczęła szukać czegoś dla siebie. Po chwili jej przyjaciółka była przebrana w to, a blondynka w to. Przebrane zeszły na dół. W salonie ludzie nadal śpiewali. Dziewczyny oparły się o blat kuchenny i przyglądały się śpiewającym teraz chłopakom. Było ich pięciu i według blondynki mieli naprawdę niezłe głosy. Nagle poczuła coś dziwnego. Coś jak swędzenie w gardle. Znała to uczucie. Już nie raz je poczuła. Poczuła, że zaczynają jej drżeć ręce. Popędziła na górę i w mgnieniu oka wróciła z kartką i długopisem. Jednak, kiedy przyłożyła pisak do kartki, nic się nie stało. Zamarła i patrzyła oskarżycielsko na swoją dłoń. Diana patrzyła na nią zdziwiona. Nie pierwszy raz widziała taki... Atak u przyjaciółki, ale po raz pierwszy, gdy miała długopis i kartkę nie mogła nic napisać. Brunetka zastanawiała się co się dzieje. Nagle dłoń blondynki zaczęła drżeć, jakby jej właścicielka zaraz miała się rozpłakać. Złapała ją szybko za rękę i pociągnęła tamtą na górę. Po chwili to blondynka cisnęła jakąś drewnianą zabawką w ścianę pokoju po czym usiadła na łóżku wpatrując się tępo w przestrzeń.
-Di zostaw mnie. Idź do domu-nakazała cichym głosem.
Brunetka nie ruszyła się z miejsca.
-DESTINY IDŹ DO DOMU-wycedziła jeszcze raz po czym rzuciła w jej stronę kolejną drewnianą rzeczą.
Dziewczyna wyszła z pokoju i ruszyła na dół. Nie przerażało jej to zachowanie. Sama często musiała odreagować. Założyła buty i kurtkę.
-Do widzenia panu-zawołała i wyszła delikatnie zamykając drzwi.
Na ganku domu widniała mała tabliczka. Na jej widok do dziewczyny od razu wróciły wspomnienia.
Retrospekcja:
Mała dziewczynka o zaskakująco ciemnych włosach i co rzadko spotykane, ubrana na czarno biegła ulicą. Nagle przystanęła widząc na domu tabliczkę. Od dawna ten dom stał pusty, więc gdy zobaczyła tablicę, podbiegła tam zaciekawiona. Na metalu wygrawerowane było parę słów z których Destiny, bowiem tak nazywała się dziewczynka, nic nie rozumiała "Accepto damno januam claudere", a pod spodem podpis. Cowell's. Dziewczyna nie kojarzyła nazwiska, więc po chwili namysłu po prostu się wycofała.
Parę dni później:
Destiny po raz pierwszy szła do szkoły. Siedziała właśnie w klasie, kiedy do środka weszła jakaś dziewczynka. Miała długie ciemno blond włosy i wielkie oczy. Ciemnobrązowe.
-Ach, to musi być nasza spóźnialska Nicole Cowell.-uśmiechnęła się nauczycielka.
Blondynka nieśmiało skinęła głową.
-Koło Destiny jest jeszcze miejsce.-rzekła kobieta.
A po chwili nowa usiadła obok brunetki, która dopiero teraz skojarzyła nazwisko.
-Dopiero się tu wprowadziliście? Mieszkacie niedaleko nas.-szepnęła do sąsiadki z ławki nawet nie czekając na odpowiedź.
Blondynka tylko skinęła głową i zasłoniła twarz włosami.
-Skąd jesteś?-spytała
-Holmes Chapel... Niedaleko Manchesteru.-odparła dziewczynka i odwróciła się od niej.
Destiny nie polubiła nowej koleżanki. Jak można być takim snobem... Nigdy jej nie będę lubiła...-myślała.
Koniec retrospekcji
Niedługo potem zmieniła jednak zdanie o koleżance i stały się najlepszymi przyjaciółkami. To było najlepsze co je spotkało. Uśmiechnęła się i pogładziła tabliczkę z pewnym rodzajem czułości po czym pobiegła w kierunku domu.
Z perspektywy Nicole:
Siedziałam z twarzą schowaną w dłoniach. Jak to było możliwe. Nigdy wcześniej się tak nie działo. Kiedy przystawiłam długopis do kartki, dziwne swędzenie w gardle ustało. To mnie przeraziło. Czy miłość do pisania była czymś ulotnym? Nie... Nie możliwe... Ponownie przyłożyłam długopis do kartki. Nie czułam tego swędzenia, ale i bez tego potrafiłam napisać prosty wierszyk. Tak też było tym razem. Zrezygnowana ponownie ukryłam twarz w dłoniach i skuliłam się. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi, a potem ich skrzypienie.
-Nicole? Co się stało?-usłyszałam głos ojca.
Nie umiałam opisać słowami natłoku moich myśli, więc jęknęłam tylko.
-Swędzi mnie gardło...
Niemal wyczułam zdziwienie mojego taty.
-Może zejdziesz na dół. Nie chcę, żebyś siedziała cały dzień w pokoju-oznajmił i wyszedł.
Ja po chwili wstałam i doprowadziłam się do porządku po czym zeszłam na dół. Tam usadowiłam się na kanapie w salonie. Tym razem śpiewała jakaś dziewczyna. Była chyba w moim wieku. Śpiewała "Turn My Swag On" i była naprawdę świetna. Po niej do mikrofon znowu przejęło pięciu chłopaków. Jednego z nich chyba już kiedyś widziałam. Miał przygładzone, proste włosy, brązowe oczy. W dodatku na szyi miał coś w rodzaju znamienia. Skądś go kojarzyłam, ale skąd? Z pomocą przyszedł mi mój ojciec.
-Nikki, pamiętasz Liama? Był tu dwa lata temu.-spytał wskazując na chłopaka.
Walnęłam się otwartą dłonią w czoło.
-No to teraz wszystko jasne-mruknęłam do siebie.
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Nie wiedziałam skąd go kojarzę-powiedziałam tak, by tylko ojciec to usłyszał.
On skinął głową. Chłopak przypatrywał mi się z rosnącym zdziwieniem. Spojrzałam na tatę speszona.
-Simon, twoja córka się zmieniła-oznajmił w końcu.
Zabrzmiała muzyka. Po samej melodii poznałam utwór. Było to Chasing Cars. Chłopcy zaczęli śpiewać. Byli w miarę zgrani, ale trochę się gubili. Mimo to ich głosy brzmiały świetnie. Wtedy ponownie poczułam swędzenie w gardle. Zamarłam na krótką sekundę, a potem omal wszystkich nie przewracając pognałam po kartkę i długopis. Niestety, kiedy już miałam zacząć pisać, swędzenie ustało. Cisnęłam długopisem o przeciwległą ścianę kuchni w której akurat się znajdowałam. Westchnęłam i z nogami jak z ołowiu wróciłam do salonu. Gardło nadal mnie swędziało, ale to już nie było to. Kiedy chłopcy skończyli śpiewać, podeszli do mnie. Spojrzałam na nich zdziwiona.
-Nicole, co się stało? Strasznie się zmieniłaś.-oznajmił Liam.
Dwa lata temu nawet się kumplowaliśmy. Jeden chłopak stojący za nim odchrząknął cicho, ale tak, że ledwie powstrzymałam wybuch śmiechu.
-Ach no tak... Nicole, poznaj Louisa, Zayna, Nialla i Harry'ego.-po kolei wskazywał na chłopaka, który odchrząknął, mulata, blondyna i chłopaka z burzą loków na głowie.
Wszyscy uśmiechnęli się szeroko.
-I razem tworzycie...-zaczęłam.
Zmieszali się.
-Moment, nie macie nazwy?-zdziwiłam się.
-Ach to... Razem, to One Direction.-uśmiechnął się loczek, a w jego policzkach pojawiły się dołeczki.
Skinęłam głową i obdarzyłam ich uśmiechem. Przez chwilę zapadła niezręczna cisza, którą przerwał Louis.
-Macie tu marchewki?-wypalił.
Spojrzałam na niego zdziwiona. Zayn tylko pokręcił głową z ubolewaniem, a Louis pognał do kuchni. Otworzył naszą lodówkę. Po chwili poczułam, że obrywam czymś twardym w czaszkę. Był to chyba kalafior. Cała kuchnia była zaśmiecona, a chłopak zadowolony chrupał marchew. Po chwili Harry wybuchł śmiechem i oznajmił.
-Louis... Louis... Louis... Od dziś jesteś naszym Mr. Carrot...
____________________
Trochę głupie zakończenie, ale nie wiedziałam jak inaczej to zrobić, więc... Oto jest xP
-Przepraszam-oznajmiła Destiny głosem, który wyraźnie mówił, że wcale nie jest jej przykro.
Spojrzała w górę i zobaczyła niemal odblaskowe czerwone włosy oraz tonę makijażu.
-Chyba jednak cofnę moje słowa.-uśmiechnęła się.
-Uważaj na słowa-syknęła Angelica.
Ta dziewczyna była największą tapeciarą w szkole przyjaciółek.
-Ang, może po prostu pójdziemy dalej. Przecież nic się nie sta...-zaczęła cichutko Paulla jej "przyjaciółeczka".
-Zamknij się.-ponownie syknęła ruda.
Dziewczyna natychmiast zamilkła.
-Lepiej, żebyś znowu na mnie nie wpadła niezdaro.-prychnęła jeszcze i odeszła.
Nicole ledwo powstrzymała przyjaciółkę od rzucenia się na farbowaną dziewczynę. Puściła Dianę dopiero, kiedy tamte dwie oddaliły się na bezpieczną odległość.
-Chyba musimy się wybrać do ciebie.-mruknęła cicho Di, mierząc wzrokiem szare obłoki w których zbierały się ładunki elektryczne.
-Jasne, jeśli nie przeszkadza ci tłum śpiewających obcych-wzruszyła ramionami Nikki.
Destiny nic nie odpowiedziała tylko naciągnęła kaptur na głowę i ruszyła przed siebie. O jej czarne buty rozpryskiwały się pierwsze krople ulewy. Dziewczyny pognały do domu starając się uniknąć zmoknięcia. Mimo tego, kiedy wpadły do willi, wyglądały jak zmokłe kury.
-Nicole?-usłyszały głos ojca blondynki.
Zdjęły buty i kurtki, po czym ruszyły do salonu w przemoczonych ciuchach. Kiedy ojciec Nicky je zobaczył, miał bardzo zaskoczony wyraz twarzy.
-Witaj Destiny-przywitał się, kiedy otrząsnął się z szoku.
-Dzień dobry panu-rzuciła brunetka.c
Nikki czuła, że jej przyjaciółka, aż się gotuje, ale zbytnio bała się ojca blondynki, by go poprawić. W zamian za to coś w jej pokoju będzie zniszczone.
-Co wam się właściwie stało?-zdziwił się.
-Na zewnątrz leje-oświadczyła krótko Nic i pociągnęłam Di w stronę schodów.
Kiedy tylko zamknęła za sobą drzwi, na lewo od jej głowy rozbiła się szklana kulka, która była podświetlana kolorowym reflektorem.
-Diana, musisz zacząć reagować spokojniej-oświadczyła blondynka wyciskając wodę z włosów.
Przyjaciółka spojrzała na nią z uniesionymi brwiami, a tamta tylko wzruszyła ramionami.
-Dobra już lepiej nie mów i daj mi coś do przebrania się.-poprosiła brunetka.
Blondynka tylko rzuciła w przyjaciółkę stertą ubrań i sama zaczęła szukać czegoś dla siebie. Po chwili jej przyjaciółka była przebrana w to, a blondynka w to. Przebrane zeszły na dół. W salonie ludzie nadal śpiewali. Dziewczyny oparły się o blat kuchenny i przyglądały się śpiewającym teraz chłopakom. Było ich pięciu i według blondynki mieli naprawdę niezłe głosy. Nagle poczuła coś dziwnego. Coś jak swędzenie w gardle. Znała to uczucie. Już nie raz je poczuła. Poczuła, że zaczynają jej drżeć ręce. Popędziła na górę i w mgnieniu oka wróciła z kartką i długopisem. Jednak, kiedy przyłożyła pisak do kartki, nic się nie stało. Zamarła i patrzyła oskarżycielsko na swoją dłoń. Diana patrzyła na nią zdziwiona. Nie pierwszy raz widziała taki... Atak u przyjaciółki, ale po raz pierwszy, gdy miała długopis i kartkę nie mogła nic napisać. Brunetka zastanawiała się co się dzieje. Nagle dłoń blondynki zaczęła drżeć, jakby jej właścicielka zaraz miała się rozpłakać. Złapała ją szybko za rękę i pociągnęła tamtą na górę. Po chwili to blondynka cisnęła jakąś drewnianą zabawką w ścianę pokoju po czym usiadła na łóżku wpatrując się tępo w przestrzeń.
-Di zostaw mnie. Idź do domu-nakazała cichym głosem.
Brunetka nie ruszyła się z miejsca.
-DESTINY IDŹ DO DOMU-wycedziła jeszcze raz po czym rzuciła w jej stronę kolejną drewnianą rzeczą.
Dziewczyna wyszła z pokoju i ruszyła na dół. Nie przerażało jej to zachowanie. Sama często musiała odreagować. Założyła buty i kurtkę.
-Do widzenia panu-zawołała i wyszła delikatnie zamykając drzwi.
Na ganku domu widniała mała tabliczka. Na jej widok do dziewczyny od razu wróciły wspomnienia.
Retrospekcja:
Mała dziewczynka o zaskakująco ciemnych włosach i co rzadko spotykane, ubrana na czarno biegła ulicą. Nagle przystanęła widząc na domu tabliczkę. Od dawna ten dom stał pusty, więc gdy zobaczyła tablicę, podbiegła tam zaciekawiona. Na metalu wygrawerowane było parę słów z których Destiny, bowiem tak nazywała się dziewczynka, nic nie rozumiała "Accepto damno januam claudere", a pod spodem podpis. Cowell's. Dziewczyna nie kojarzyła nazwiska, więc po chwili namysłu po prostu się wycofała.
Parę dni później:
Destiny po raz pierwszy szła do szkoły. Siedziała właśnie w klasie, kiedy do środka weszła jakaś dziewczynka. Miała długie ciemno blond włosy i wielkie oczy. Ciemnobrązowe.
-Ach, to musi być nasza spóźnialska Nicole Cowell.-uśmiechnęła się nauczycielka.
Blondynka nieśmiało skinęła głową.
-Koło Destiny jest jeszcze miejsce.-rzekła kobieta.
A po chwili nowa usiadła obok brunetki, która dopiero teraz skojarzyła nazwisko.
-Dopiero się tu wprowadziliście? Mieszkacie niedaleko nas.-szepnęła do sąsiadki z ławki nawet nie czekając na odpowiedź.
Blondynka tylko skinęła głową i zasłoniła twarz włosami.
-Skąd jesteś?-spytała
-Holmes Chapel... Niedaleko Manchesteru.-odparła dziewczynka i odwróciła się od niej.
Destiny nie polubiła nowej koleżanki. Jak można być takim snobem... Nigdy jej nie będę lubiła...-myślała.
Koniec retrospekcji
Niedługo potem zmieniła jednak zdanie o koleżance i stały się najlepszymi przyjaciółkami. To było najlepsze co je spotkało. Uśmiechnęła się i pogładziła tabliczkę z pewnym rodzajem czułości po czym pobiegła w kierunku domu.
Z perspektywy Nicole:
Siedziałam z twarzą schowaną w dłoniach. Jak to było możliwe. Nigdy wcześniej się tak nie działo. Kiedy przystawiłam długopis do kartki, dziwne swędzenie w gardle ustało. To mnie przeraziło. Czy miłość do pisania była czymś ulotnym? Nie... Nie możliwe... Ponownie przyłożyłam długopis do kartki. Nie czułam tego swędzenia, ale i bez tego potrafiłam napisać prosty wierszyk. Tak też było tym razem. Zrezygnowana ponownie ukryłam twarz w dłoniach i skuliłam się. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi, a potem ich skrzypienie.
-Nicole? Co się stało?-usłyszałam głos ojca.
Nie umiałam opisać słowami natłoku moich myśli, więc jęknęłam tylko.
-Swędzi mnie gardło...
Niemal wyczułam zdziwienie mojego taty.
-Może zejdziesz na dół. Nie chcę, żebyś siedziała cały dzień w pokoju-oznajmił i wyszedł.
Ja po chwili wstałam i doprowadziłam się do porządku po czym zeszłam na dół. Tam usadowiłam się na kanapie w salonie. Tym razem śpiewała jakaś dziewczyna. Była chyba w moim wieku. Śpiewała "Turn My Swag On" i była naprawdę świetna. Po niej do mikrofon znowu przejęło pięciu chłopaków. Jednego z nich chyba już kiedyś widziałam. Miał przygładzone, proste włosy, brązowe oczy. W dodatku na szyi miał coś w rodzaju znamienia. Skądś go kojarzyłam, ale skąd? Z pomocą przyszedł mi mój ojciec.
-Nikki, pamiętasz Liama? Był tu dwa lata temu.-spytał wskazując na chłopaka.
Walnęłam się otwartą dłonią w czoło.
-No to teraz wszystko jasne-mruknęłam do siebie.
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Nie wiedziałam skąd go kojarzę-powiedziałam tak, by tylko ojciec to usłyszał.
On skinął głową. Chłopak przypatrywał mi się z rosnącym zdziwieniem. Spojrzałam na tatę speszona.
-Simon, twoja córka się zmieniła-oznajmił w końcu.
Zabrzmiała muzyka. Po samej melodii poznałam utwór. Było to Chasing Cars. Chłopcy zaczęli śpiewać. Byli w miarę zgrani, ale trochę się gubili. Mimo to ich głosy brzmiały świetnie. Wtedy ponownie poczułam swędzenie w gardle. Zamarłam na krótką sekundę, a potem omal wszystkich nie przewracając pognałam po kartkę i długopis. Niestety, kiedy już miałam zacząć pisać, swędzenie ustało. Cisnęłam długopisem o przeciwległą ścianę kuchni w której akurat się znajdowałam. Westchnęłam i z nogami jak z ołowiu wróciłam do salonu. Gardło nadal mnie swędziało, ale to już nie było to. Kiedy chłopcy skończyli śpiewać, podeszli do mnie. Spojrzałam na nich zdziwiona.
-Nicole, co się stało? Strasznie się zmieniłaś.-oznajmił Liam.
Dwa lata temu nawet się kumplowaliśmy. Jeden chłopak stojący za nim odchrząknął cicho, ale tak, że ledwie powstrzymałam wybuch śmiechu.
-Ach no tak... Nicole, poznaj Louisa, Zayna, Nialla i Harry'ego.-po kolei wskazywał na chłopaka, który odchrząknął, mulata, blondyna i chłopaka z burzą loków na głowie.
Wszyscy uśmiechnęli się szeroko.
-I razem tworzycie...-zaczęłam.
Zmieszali się.
-Moment, nie macie nazwy?-zdziwiłam się.
-Ach to... Razem, to One Direction.-uśmiechnął się loczek, a w jego policzkach pojawiły się dołeczki.
Skinęłam głową i obdarzyłam ich uśmiechem. Przez chwilę zapadła niezręczna cisza, którą przerwał Louis.
-Macie tu marchewki?-wypalił.
Spojrzałam na niego zdziwiona. Zayn tylko pokręcił głową z ubolewaniem, a Louis pognał do kuchni. Otworzył naszą lodówkę. Po chwili poczułam, że obrywam czymś twardym w czaszkę. Był to chyba kalafior. Cała kuchnia była zaśmiecona, a chłopak zadowolony chrupał marchew. Po chwili Harry wybuchł śmiechem i oznajmił.
-Louis... Louis... Louis... Od dziś jesteś naszym Mr. Carrot...
____________________
Trochę głupie zakończenie, ale nie wiedziałam jak inaczej to zrobić, więc... Oto jest xP
wow ale długie ;D
OdpowiedzUsuńfajnie piszesz ;*
WOW!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńTo najdłusze opowiadanie jakie czytałam.<3
WAŻNE!!! PRZECZYTAJCIE!!!
OdpowiedzUsuńTO JA MISERYANNE!
Z POWODU ZHAKOWANEGO KONTA NA GMAILU MUSZĘ PRZENIEŚĆ BLOGA
NA INNY ADRES:
1d-another-love-story.blog.onet.pl
PRZEPRASZAM I POZDRAWIAM!!!
MISERYANNE
GENIALNE! Dodaje do obserwowanych! :)
OdpowiedzUsuńzapraszam Cię na mojego nowego bloga o 1D :D
Usuńwww.iandonedirectionziom.blogspot.com
Świetne, epickie...:) Dodaje się do obserwatorów :333
OdpowiedzUsuńWelcome to my blog : http://you-will-always-be-my-love.blogspot.com/
Xoxo :*****
Świetny rozdział.
OdpowiedzUsuńBędę tu wpadać. Czekam na dalsze rozdziały. ;*